Nie wysiadłam na swojej stacji, pojechałam trzynaście przystanków dalej, prawie siedemdziesiąt kilometrów dalej. Jakoś tak niemiło zadrżało mi ciało, gdy pociąg ruszył, a ja już nie mogę wysiąść. I nawet nie chce. Choć się tego wstydzę. Podjęłam decyzję, robię coś tylko dla siebie.
Sama.
Po dwunastu dniach trzeba mi wrócić do domu. Do prawdziwego życia. A przecież tylko kilka razy zamrugałam powiekami.
Nie chce..echc eiN
Od dwunastu dni nie bolała mnie głowa. To był dobry czas. Jestem za Niego wdzięczna. I za Ciebie.
Nie chce..echc eiN
Potrzebuje tej pracy. Potrzebuje tego miejsca. Potrzebuje się tu rozpaść na milion kawałków i potrzebuje się sama na nowo poskładać. Nikt mi nie może w tym pomóc, bo dotykając mnie tylko się pokaleczy. A ja nie chcę nikogo zranić.
Czuję tu spokój.
Kończy się czwarty dzień. Wczoraj wieczorem otworzyłam komunikator i próbowałam coś do niego napisać, cokolwiek. Może i bym miała co, bo mam wiele emocji do przekazania dalej, ale wiem też, że zasmuciło by go cokolwiek bym napisała, zwłaszcza że bawię się tu lepiej niż w swoim prawdziwym życiu. Że czuję się tu lepiej niż w swoim prawdziwym życiu. To by mogło być moje prawdziwe życie. Odpowiadało by mi to. Ta myśl jest tak bardzo ciężka i otulona łzami, łamie mi kręgosłup już któryś raz z rzędu.. Choć obcowanie z ludźmi, którzy się dobrze znają między sobą jest bardzo trudne.
Odstaję.
A mnie nie warto poznać.
Umarłam dziś we śnie. Strzelono mi prosto w głowę, a strzał obudził mnie kilka chwil przed budzikiem.
Czekam stacji na pociąg, w słuchawkach gra muzyka, a przed oczami znowu pojawił mi się ten obraz. Mierzył do mnie tylko przez sekundę zanim pociągnął za spust, a ja zatrzymuje ten kadr w głowie i... czuję spokój. Nie mam wrażenia, że chciałam uciec sprzed muszki.
Wierzę, że to będę dobre dwa tygodnie. Próbuje mocniej chwycić się tej myśli, często wyślizguje mi się z rąk i spada na podłogę. Zasada pięciu sekund i za każdym razem podnoszę. Choć na wspomnieniem o wczorajszej rozmowie mam łzy w oczach.
Chciałabym wiedzieć, czy upadłam na plecy czy na twarz, rozwalając sobie przy okazji jeszcze bardziej swój głupi ryj.