Umarłam dziś we śnie. Strzelono mi prosto w głowę, a strzał obudził mnie kilka chwil przed budzikiem.
Czekam stacji na pociąg, w słuchawkach gra muzyka, a przed oczami znowu pojawił mi się ten obraz. Mierzył do mnie tylko przez sekundę zanim pociągnął za spust, a ja zatrzymuje ten kadr w głowie i... czuję spokój. Nie mam wrażenia, że chciałam uciec sprzed muszki.
Wierzę, że to będę dobre dwa tygodnie. Próbuje mocniej chwycić się tej myśli, często wyślizguje mi się z rąk i spada na podłogę. Zasada pięciu sekund i za każdym razem podnoszę. Choć na wspomnieniem o wczorajszej rozmowie mam łzy w oczach.
Chciałabym wiedzieć, czy upadłam na plecy czy na twarz, rozwalając sobie przy okazji jeszcze bardziej swój głupi ryj.