Nie wiem czy to ogarnięcie, ale jezu ja siebie tak nie lubię. Częściej się wyzywam w głowie niż chwale, bo osiągnięć nie mam żadnych. Chyba, że oddychanie i wstanie rano można uznać za sukces. Ale jednocześnie najbardziej lubię przebywać tylko sama ze sobą by nie skazywać innych na swoje towarzystwo. I nie muszę wtedy tłumaczyć nikomu o co mi chodzi bo i tak pewnie uznają to za szaleństwo, to co mam w głowie. Dlatego najlepiej mi w domu i uważam że najlepiej było by mi być samemu. Chodzę, robię herbatę albo zrobię coś głupiego. Dużo się wstydzę. Najbardziej chyba siebie.
Czemu najebana czuję się jeszcze gorzej sama ze sobą niż na trzeźwo?
Chyba alkohol do końca pozbawia mnie złudzeń, że może choć nadaje się do życia.