wyssała dziś ze mnie całą energie. jej towarzystwo sprawia, że mam ochotę zapaść się pod ziemie, nie wiem nawet jak to określić, ale czuje się jak debil, coraz częściej zdarza się, że to ja jestem ta druga. ale im dłużej spędzam z nią każdy dzień, tym częściej mam ochotę zostawić jej to miejsce, by przejeła moje obowiązki. bo przecież wiem, że bardzo tego chce. zawsze sobie znajdę miejsce, do którego mogę uciec. i potem się zastanawiasz czy to ze wszystkimi w koło jest coś nie tak, czy jednak z Tobą. przeplatasz się znowu od skrajności w skrajność.
skakałam po kałużach pomiedzy błyskami i kroplami deszczu. boję się burzy, ale dzisiaj znowu mi było wszystko jedno. trochę zapomniałam o tym uczuciu, bardzo lekko wtedy jest człowiekowi na duszy, gdy mu wszystko jedno. nie był to dobry dzień, jutro też nie bedzie, bo ja nie umiem w towarzystwo i papierosy.
ostatnio też wspominałam, sobie, w głowie, że coraz rzadziej wpadam tutaj w panikę, pomyślałam wręcz, że może to już jest ten początek upragnionej równowagi, w porównaniu do tych kilku pierwszych tygodni tutaj. ale coż, za długo się to już zbierało. rozbolała mnie głowa, i serce.