Śniłam dziś dwa sny, o bardzo podobnej tematyce. W pierwszym robiłam wszystko źle i siostra po mnie krzyczała, że mam się ogarnąć. Ale wkurzyłam się, zadecydowałam, że pakuje się i wychodzę. Napisałam wiadomość do dobrego dla mnie człowieka, czy jest sam w domu, z myślą, żeby mnie przechował przez jedną noc, później bym sobie coś ogarnęła. Ale odpowiedział, że nie jest, z uśmiechniętą emotką. Rozpłakałam się. Nie dlatego, że nie mogę przyjść, bo ktoś u niego jest, tylko, że teraz kompletnie nie mam dokąd iść, a stoję już nocą na chodniku z walizką pełna ubrań. Chyba mój mózg jest zdecydowanie mądrzejszy od całej reszty moich narządów i układu nerwowego, bo daje mi do zrozumienia, że nie powinnam się pakować do czyjegoś życia, w którym ktoś już jest. Smutne, żałosne stworzenie w postaci mnie. 

W drugim śnie, wydaję mi się on bardziej skomplikowany, choć już powoli zacierają mi się z niego obrazy, bardzo dobrze. Ale byłeś w nim M, znowu, dlaczego. Siedziałam na kanapie, wśród mnie była moja rodzina, rozmawialiśmy między sobą. Matko, to był dziwny sen, ale siedziałeś przed komputerem kilka metrów dalej, i też rozmawiałeś z nami, patrząc się na monitor i grając. Dopiero gdy po jakimś czasie odwróciłeś głowę w naszą stronę, powiedziałeś zaskoczony ale ucieszony, że, o to Ja, czemu nie mówilam, że tu jestem. Przyszedł byś do mnie.

Zatkało mnie, bo zawsze przy Tobie stawałam się mniejsza. Nic się nie zmieniłeś, choć przybyło Ci parę lat. Kontynuując tą fascynująca fabułę, przytulileś mnie na oczach wszystkich. Wszyscy byli w szoku, że przecież go dobrze znają (co nie jest prawdą), a ja z Toba, jak tak mogę. Mój mąż na to patrzył i ten wyraz twarzy był przerażająco rozrywający. Wszyscy po mnie krzyczeli, ale miałam to gdzieś, bo to byłeś Ty M. Było mi dobrze. Byłam w tym śnie taka spokojna, zimna. Nie przeżywałam skrajnych emocji, przyjmowałam wszystkie krzyki i oskarżenia jak bym była z lodu. A potem coś się wydarzyło, i ktoś mi powiedział, że mój mąż wszedł na dach i chce skoczyć. Poszłam tam, ale nie było go tam. Stałam na drabinie, i połowa ciała tylko wystawała mi poza dach. Przez myśl mi przeszło, że to może ja powinnam skoczyć. To ja zasługuje na śmierć. Zeszłam na dół, a on zdążył mnie już spakować, jak gdyby nigdy nic zaczął rozmowę na temat sprzedaży mieszkania i podziału majątku. Najgorsze w tym jest to, że czułam spokój. Czułam, że tak musi być. Że tak chcę by było. Że nawet cieszę się, że to on wyciągnął ten temat na powierzchnię. Ale wciąż był załamany, i był na mnie wściekły. Bo przecież nie taką mnie znał i jak mogłam się tak zmienić...

Wiesz, że jesteś zestresowany kiedy Twoje problemy pojawiają się w Twoich snach. Może ja powinnam faktycznie wrócić do domu, bo inaczej już zawsze wszyscy będą na mnie wściekli, w mojej głowie. 

Boli mnie głowa. Dobrze, że noc się dążyła skończyć, bo trzeci sen rozerwał by mi pewnie łeb.