Dzisiaj poznałam pewnego Pana, starszy człowiek. Zrobiłam mu kawę jak dwudziestej osobie dzisiaj, ale jakoś przysiadłam na chwilę by z Nim porozmawiać. Coraz częściej mi się to zdarza, ciekawe czy chociaż mówię jakieś mądre rzeczy. Powiedział mi taką śmieszną rzecz, że gdy wczoraj wieczorem mnie zobaczył, mój uśmiech i błysk w oku to przypomniała mu się historia z jego życia. A mianowicie: był na szkoleniu w ramach pracy, człowiek który prowadził owe szkolenie kazał wszystkim obecnym iść do karczmy obok i popatrzeć nazwijmy go na pana Staszka. Pan Staszek, stary człowiek, do tego kulawy i zgarbiony, ale jak na niego spojrzycie to dowiecie się co to znaczy cieszyć się każdym dniem. Oczywiście poszli wszyscy do karczmy obok, by poznać Pana Staszka, ten mężczyzna siedział na krześle i tylko po prostu się uśmiechał, szczerze, niewymuszenie i z wrodzona naturalnością zarażał każdego kto wejdzie do karczmy tym samym uśmiechem.
Śmieszne, że skojarzyłam mu się akurat z takim momentem w jego dość długim życiu, ja, największy smutas w rodzinie, który ma nierówno pod sufitem. Bo chyba nie chodziło mu o to, że wyglądam jak zgarbiony i kulawy starzeć, co nie?